piątek, 31 października 2014

Dynia - królowa jesieni cz.1

Jest jesień więc w kuchni króluje dynia. Postanowiłam spróbować i ja :) Zdecydowanie mogę stwierdzić, że dynię albo się kocha, albo nienawidzi. I tak o to ja ją kocham a P. no cóż, nie koniecznie;)

Żeby nie było nudno, przygód z dynią mieliśmy kilka. Między innymi zrobiliśmy zupę - krem, o którym krótko Wam opowiem.

Ja zużyłam połowę swojej dyni czyli ok 1,5kg ( druga połowa poszła do słoików ale o tym później )
1 cebula
2cm imbiru
1 ząbek czosnku
1 małe marchewki
ok 750ml bulionu
mielony kumin
śmietana
sól 
pieprz
masło

Dynię najpierw trzeba pokroić, wyczyścić z pestek* i włókien.
 

Kawałki dyni ułożyć na blaszce, skropić oliwą, przyprawić solą i pieprzem. 

Piec jakieś 30-40 min w piekarniku aż trochę zmięknie, po wystudzeniu obrać ze skóry i pokroić na mniejsze kawałki.


W międzyczasie cebulkę, z czosnkiem i imbirem zeszklić na maśle a marchewkę gotować w bulionie do miękkości. 


Jak już wszystko będzie przygotowane i wystygnie, blendujemy na gładką masę (kawałki dyni, cebulkę, czosnek imbir, marchewkę i buliony tyle aby uzyskać konsystencję zupy jaka nam odpowiada).
Przelewamy krem  do garnka doprawiamy odrobiną kuminu, śmietaną i po zagotowaniu podajemy z grzankami.

 

Smacznego!


*pestki najlepiej opłukać, wysuszyć na ręczniku papierowym i podjadać, podobno są bardzo zdrowe. Można je też uprażyć i dodawać do zup lub sałatek.

wtorek, 28 października 2014

Czekając na Londyn w najpiękniejszej odsłonie :)

Koniec października a za oknem 18 stopni i słońce - no i jak tu nie kochać Londynu :) Co prawda już od wczoraj, gdy wychodzę z pracy jest ciemno ale mimo wszystko, pogoda nas rozpieszcza. Aż nie mogę uwierzyć, że już za chwilę zacznie się okres przedświąteczny. Tutaj, każda pora roku ma swoje uroki i zapewnia mnóstwo atrakcji ale muszę przyznać, że tak jak nigdy nie lubiłam zimy to tu ją uwielbiam :D Mało tego, nie mogę się jej doczekać! W centrum miasta wiele wystaw sklepowych jest już świątecznie udekorowanych ale oficjalne zapalenie świątecznych lampek w tym roku nastąpi 16 listopada na Regent Street. Tego dnia Londynu zmieni się w bajkowy świat, którego widok zapiera dech w piersiach! Jeśli zastanawiacie się, kiedy najlepiej przyjechać do Londynu - to chyba właśnie tą porę polecałabym najbardziej.

Oto kilka zdjęć, z zeszłego roku:

Victoria Street
Victoria Street
 
Harrods
Harrods
Regent Street

Czyż nie jest magicznie? :)

Oprócz olśniewających instalacji świetlnych i zjawiskowych wystaw mamy tu szereg innych atrakcji, które nie pozwolą nudzić się zimą. Ale o tym już w innym poście ;)

PS. Wcześniej można będzie podziwiać świąteczne światełka w innych miejscach, m.in. na Oxford Street (6 listopada) ale moim zdaniem dopiero po rozświetleniu Regent Street Londyn nabiera niewiarygodnie pięknego wyglądu!

Masło orzechowe domowej roboty :)

Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam masło orzechowe, mój ukochany również. Jest nie tylko smaczne ale i zdrowe. Niestety, kupione w sklepie to jedna wielka pomyłka i pułapka - najczęściej zawiera dodatkowe cukry, tłuszcze i nie wiadomo co jeszcze. Mam taką mądrą siostrzenicę, która zna się na tym lepiej i mogłaby wiele o tych zupełnie nie potrzebnych dodatkach opowiedzieć :)
Masło orzechowe domowej roboty jest bardzo smaczne a w rozsądnych ilościach pomaga spalić tkankę tłuszczową - oczywiście nie działa to jak środek - cud ;) tylko jest potrzebnym i bardzo wartościowym składnikiem różnorodnej diety. Więcej możecie przeczytać na stronach, które prowadzą osoby, wykształcone w tym kierunku. Ja się aż tak  nie znam to i mądrzyć  się nie będę :)
Natomiast zdecydowanie mogę Wam powiedzieć, jak zrobić takie masło w domu.

Potrzebne będą:
400-500 gram orzeszków ziemnych (ja kupuje w łupinach, także mamy trochę zabawy z obieraniem, 
ale wiem, że na pewno nie są one w żaden sposób przetworzone :) )
Szczypta soli
Łyżka syropu z agawy* (może to być również miód, cukier, lub każda inna substancja słodząca, która Wam odpowiada, chodzi o to żeby delikatnie przełamać smak ale nie dodawać niepotrzebnie kalorii)

Blender, najlepiej kielichowy, o naprawdę dobrej jakości nożach. 

I teraz uwaga, będzie ciężko:
Orzeszki wrzucamy do blendera i tak długo je mielimy aż zrobi się z nich masło - nie żartuje, orzeszki ziemne wypuszczają swój naturalny tłuszcz, który pozwala nam uzyskać konsystencje masła. I już prawie koniec. Jak uzyskamy zadowalającą nas gęstość, dodajmy szczyptę soli i łyżkę syropu, mieszamy jeszcze chwile 
i gotowe! Przechowuję je w słoiku, w lodówce - jest gotowe do smarowania zaraz po wyciągnięciu.


Można całość zblendować na gładką masę lub część orzeszków zostawić tylko lekko rozkruszonych, wtedy będzie lekko chrupkie. My najczęściej jemy masło orzechowe na tostach lub z waflami ryżowymi i bananem ale kombinacji jest wiele. Próbujcie i wybierzcie swoją ulubioną wersję.

PS. Czy jest większa przyjemność niż zjeść produkt własnej roboty zamiast ze sklepowej półki?:)

*

piątek, 24 października 2014

Na chłodne wieczory - krem z ziemniakami i kiełbasą chorizo

No i stało się...jesień w pełni, chłodno, głodno i do domu daleko...ale jak już do tego domu dotrzemy to na rozgrzewkę polecam krem z ziemniaków i kiełbasą chorizo :) Wiem też, że część z naszych znajomych już ten sposób na rozgrzewkę stosuje ;)

Składniki na 4 spore miski zupy:
ok. 8 średnich ziemniaków ( pokrojone na kawałki)
2 nieduże marchewki ( pokrojone na dość cienkie plasterki)
1 por ( pokrojony w półksiężyce)
2-3 posiekane ząbki czosnku
750ml bulionu
kiełbasa chorizo - ilość wedle uznania, ja daję ok 120gram pikantnego chorizo ( może być również inna twarda kiełbasa)
kilka listków świeżej kolendry lub natki pietruszki
sól i pieprz do smaku

Przygotowanie:
Kiełbasę kroje w plastry i podsmażam w garnku na chrupko, na odrobinie oleju (sama kiełbasa wypuści sporo potrzebnego tłuszczu). Po usmażeniu odkładam ją na talerzyk.
Na pozostały tłuszcz, który wytopił się z kiełbasy, wrzucam pokrojone na kawałki ziemniaki, marchewkę, czosnek i pora. Podsmażam całość jakieś 10 min ( często mieszając) , zalewam bulionem i gotują aż warzywa zmiękną.
Najczęściej zostawiam ją do wystygnięcia i następnego dnia P. przerabia ją na krem blendując dokładnie. Doprawiam solą i pieprzem, podgrzewam i podaję ze świeżą kolendrą lub natką pietruszki oraz z kawałkami chrupkiego chorizo.

Musicie się skusić :)


Smacznego!

niedziela, 19 października 2014

Danie popisowe - Chili con carne

Jednym z moich popisowych dań, które sprawdza się zawsze, jest Chili con carne. Czy lato, czy zima zajadamy się nim chętnie a i gościom zawsze smakuje.
Świetnie nadaje się do zabrania do pracy jak i na obiad czy kolację w domu. Dodatkowym plusem tej potrawy jest to,  że jest ona z serii dań jednogarnkowych. Moja wersja Chili con carne jest oczywiście pikantna i taka też powinna być. Natomiast jak ktoś nie lubi ostrych potraw, polecam ominąć dodawanie papryczki chili oraz zmniejszyć ilość pieprzu cayenne. 
Ale do rzeczy.


Lista składników:
250g wołowego mięsa mielonego
1 duża cebula - drobno posiekana
3 ząbki czosnku - drobno posiekane
1 łyżeczka oregano
1/2 łyżeczki kuminu - najważniejsza przyprawa w tej potrawie, która nadaje jej  bardzo charakterystyczny smak
Pieprz cayenne - ilość wedle uznania
1 czerwona papryka - pokrojona w kostkę
1 puszka pomidorów w kawałkach, najlepiej bez skórki
1 puszka czerwonej fasoli
100ml wody lub bulionu wołowego
1 papryczka chili - drobno posiekana
Sól do smaku
Oliwa bądź olej do smażenia

Jak zwykle najpierw przygotowuje wszystkie składniki.


Potem kroję i siekam to co potrzeba.
Jak mam już wszystko przygotowane zaczynam od zeszklenia cebulki. 
Następnie dodaję czosnek i oregano, które smażę jeszcze minutkę. Później dodaję mięso mielone i kumin. Jak już mięso będzie równomiernie usmażone wlewam do garnka pomidory z bulionem, wrzucam papryczkę chili i całość doprawiam solą i pieprzem cayenne. Teraz przez około 20 minut duszę wszystko na małym ogniu po czym dodaję kolejno czerwoną paprykę a po 5 minutach odcedzoną czerwoną fasolę.

Gotuję wszystko jeszcze ok. 10 minut i gotowe!
Podaję ze śmietaną i startym serem cheddar, najczęściej również z podsmażonymi plackami tortilli.



Smacznego!

PS. Z tej ilości wychodzą nam 2 większe lub 3 mniejsze porcje. Ja najczęściej robię Chili con carne na dwa dni, więc podwajam ilość mięsa i przypraw. Fasolka i pomidory w puszcze pozostają bez zmian. 

czwartek, 16 października 2014

O tęsknocie słów kilka czyli ciemna strona emigracji

Wyjazd do Anglii był świadomym wyborem. Z każdym kolejnym miesiącem upewniam się, że był on słuszny i uzasadniony. Niestety, brak rodziny doskwiera bardzo i jak zwykle po kolejnym spotkaniu, nie mogę przez kilka dni dojść do siebie.
Ale po kolei...
Kilka dni temu wróciliśmy z 4 dniowego, intensywnego pobytu w Polsce. W ciągu tego krótkiego czasu zdążyliśmy być i w Sanoku i w Warszawie. Udało nam się spotkać z dużą częścią naszych rodzin. Te spotkania zawsze są tak samo wesołe jak i smutne. Nie zdążymy się sobą nacieszyć a już musimy się żegnać, do kolejnego razu. Zastanawiam się jak to możliwe, że znowu nie będę ich widzieć kilka miesięcy? Czy te krótkie wypady kilka razy w roku , które pochłaniają nie małe koszty i sporo energii mają sens? Czy to że będziemy wpadać do nich na dwa - trzy dni, dezorganizować im ich poukładane życie swoją wizytą coś zmieni? Czy mamy szansę na podtrzymanie więzi, która wcześniej mocno nas łączyła? Zawsze mam nie małe wyrzuty sumienia, że wpadamy do nich na chwilę, wymagamy ciągłej uwagi bo przecież czasu mało, i zaraz znikamy. Wiem też, że nie udaje nam się poświęcić tyle czasu ile byśmy chcieli dla każdego z osobna, podczas takiego pobytu. Jesteśmy ogromnie wdzięczni, że oni poświęcają tyle energii na to, aby nam ten czas zorganizować najlepiej jak się da.

Takie myśli mam zawsze po powrocie z Polski, nie opuszczają mnie one przez kilka dni.
Zawsze też, dochodzę do tego samego, jednego wniosku - WARTO! Jestem pewna, że jeśli tą więź będziemy pielęgnować, ona przetrwa.
Perspektywa kolejnej wizyty i spotkania z naszymi rodzinami jest dla nas ogromną radością. Prawda - wprowadzamy trochę zamieszania ale myślę, że oni też chcą i potrzebują naszych wizyt. Omija nas większość imprez rodzinnych ale gdy tylko jesteśmy również udaje się zgromadzić wszystkich przy stole.
Oprócz spotkań, udaje nam się utrzymywać kontakt (Skype, maile, komunikatory) ze sobą na tyle, że jesteśmy stale obecni w swoim życiu. 

Mam nadzieję, że nigdy nie nastąpi taki moment, że nie będziemy już czuli potrzeby utrzymywania bliskich relacji z rodzinami. Wierzę, że ten Skype będzie dzwonił dalej, że wiadomości będą świeże, a ja pełna zapału będę wyszukiwała dobre oferty lotnicze. 

Czy tylko ja mam takie odczucia? Nie sądzę. Myślę, że wiele osób, czuje się rozdarte żyjąc w innym kraju,  z dala od rodziny. I choćby nie wiem jak to nowe życie było cudowne nadal odczuwamy chęć uczestniczenia w tym co dzieje się u naszych bliskich.
Wiem też, że są tacy, którzy takiej potrzeby nie odczuwają.
Pozostaje mieć nadzieję, że My dwoje nigdy do tej części należeć nie będziemy.


Z pozdrowieniami dla naszych najbliższych :)


wtorek, 7 października 2014

Tajemna broń czyli Top Coat doskonały!

Dzisiaj chcę się z Wami podzielić odkryciem dokonanym przez moją siostrę.

Nie wiem jak na Waszych paznokciach utrzymuje się lakier ale u mnie do tej pory wyglądało to tak, że na paznokciach u stóp lakier trzymał mi się około tygodnia, szczególnie jeśli chodziłam w zakrytych butach. Jeśli chodzi o paznokcie u rąk to musiałam je malować co 2 dzień. Generalnie, o ile w niedzielę wieczorem jeszcze mi się chciało pomalować paznokcie to już w tygodniu niekoniecznie.

I o to na wakacjach moja siostra podzieliła się ze mną swoja tajemną bronią czyli Odżywką do paznokci Nail Expert 4in 1 FAST DRY COAT firmy Celia. Próbowała mnie przekonać, że lakier na paznokciach stóp utrzymuje się bez żadnego problemu, również jeśli chodzi w zakrytych butach, co najmniej dwa tygodnie.

Tak o to, na stronie internetowej opisuje odżywkę producent:

Wysuszacz, utwardzacz, nabłyszczacz, utrwalacz.
1. Znacząco przyspiesza wysychanie lakieru.
2. Tworzy na paznokciach szczelną powłokę ochronną,która zapobiega odpryskiwaniu i ścieraniu się lakieru oraz zwiększa odporność paznokci na uszkodzenia mechaniczne.
3. Przedłuża trwałość lakieru, zabezpieczając kolor przed blaknięciem i matowieniem.
4. Nabłyszcza, dając efekt szklistej powierzchni.

Sposób użycia:
• Nakładaj jedną warstwę po pomalowaniu paznokci.
• Aby przywrócić blask lakieru – potwórz aplikację w zależności od potrzeby.

Nie chciałam wierzyć ale zostałam obdarowana taką buteleczką, więc postanowiłam spróbować. 

W niedzielę wieczorem zasiadłam do domowego manicure i pedicure. Najpierw nałożyłam jedna warstwę odżywki 8 in 1, potem dwie warstwy lakieru i po jakiś 30 minutach mój top coat.

Oto moje obserwacje:
Mniej więcej koło środy zorientowałam się, że lakier na paznokciach dalej jest i to w całości, nie ma otarć (ani na stopach, ani na dłoniach). Paznokcie wyglądały perfekcyjnie!
W piątek lakier dalej był - w całości, na końcach paznokci u rąk pojawiły się niewielkie, minimalne otarcia. Ale paznokcie nadal wyglądały świetnie. Na stopach - zero różnicy w porównaniu z pierwszym dniem.
W kolejną niedzielę faktycznie było widać, że paznokcie u rąk należałoby odświeżyć, co też uczyniłam. Od nowa pomalowałam paznokcie i oczywiście na wierzch nałożyłam, już przeze mnie uwielbiany, Nail Expert 4in 1 FAST DRY COAT. Na stopach - zero różnicy.  I tak w kolejnym tygodniu znowu nie mogłam wyjść z podziwu, że przez cały tydzień nie muszę się martwić o paznokcie u rąk, tylko mogę się tym zajmować raz w tygodniu. Na stopach - zero różnicy w porównaniu z pierwszym dniem.
I tak po 3 tygodniach, kiedy już praktycznie nie mogłam patrzeć na ciągle ten sam kolor lakieru na paznokciach u stóp, pojawiły się pierwsze odpryski na mniejszych palcach. Z czystym sumieniem mogłam zmyć lakier i pomalować nowym kolorem, pokrywając go oczywiście MOJĄ CUDOWNĄ odżywką. Dodam jeszcze, że przez te 3 tygodnie, gdzie lakier na paznokciach u stóp utrzymywał się bez zarzutu, tylko dwa dni nosiłam buty z odkrytymi palcami, w pozostałe dni było już po prostu za zimno.

Podsumowując, jak do tej pory nie znam lepszej warstwy wykańczającej mój manicure i pedicure. Jestem wręcz zakochana w tym specyfiku, który pozwala mi mieć nienaganny manicure przez cały tydzień i pedicure przez 3 tygodnie. Jest to niewiarygodna oszczędność czasu i gwarancja zadbanego wyglądu paznokci.
Na pewno jak będę w Polsce, zaopatrzę się w kolejną buteleczkę.

Polecam!

Dodam tylko, że firma Celia istnieje już długo, bo od 1959 roku i jest to jedna z najstarszych i najbardziej znanych marek kosmetycznych na polskim rynku. Natomiast od 2007 roku, właścicielem marki została firma DAX Cosmetics i to ona, na nowo pokazała Polkom jak dobre są produkty Celia oraz rozszerzyła asortyment o kosmetyki pielęgnacyjne. Brawo!






sobota, 4 października 2014

Placuszki bananowo - owsiane a'la Ola :)

Taki o to pomysł na szybkie śniadanie fit podrzuciła mi jedna z moich siostrzenic :)

Potrzebne będą (porcja na 2 osoby) :
2 banany
2 jajka
6 łyżek mąki
6 łyżek płatków owsianych
Olej kokosowy do smażenia (może być też masło)

Kroimy banany na małe kawałki i miksujemy je z jajkami i mąką. Na koniec dorzucamy płatki owsiane i mieszamy.
Na rozgrzaną patelnię dajemy odrobinę oleju kokosowego (lub przecieramy patelnię masłem) i smażymy ( wiadomo kto smaży :) ) nieduże placuszki z dwóch stron. 

Ola podaje je z kwaśnym owocami, P. najbardziej lubi z dżemem a ja najchętniej jem same, ponieważ placki wychodzą lekko słodkawe.
Placuszki bananowo - owsiane a'la Ola polecam szczególnie na niedzielne śniadania - pyszota :D



Smacznego śniadanka!

piątek, 3 października 2014

Kamilczak na londyńskich dróżkach - Od dziś odrobinę mniej anonimowa

Taki to żywot w wielkim mieście, że człowiek jest całkowicie anonimowy. Nie jest to żadna nowość i wiele osób bardzo to sobie ceni. Mnie natomiast po przeprowadzce do Londynu bardzo brakuje "moich" miejsc, gdzie kelner albo ekspedientka wita cię z uśmiechem i dokładnie wie, co za chwilę zamówisz albo kupisz.
W Londynie mieszkam od ponad półtora roku i tą anonimowość odczuwam jeszcze bardziej niż w Warszawie.
Dziś, jak każdego ranka, w drodze do pracy, stałam w kolejce po kawę w punkcie Costa, na stacji Ealing Broadway. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy ekspedientka, zanim złożyłam zamówienie, zapytała czy dla mnie to co zwykle i dokładnie wiedziała co przygotować :) (kupuję tam kawę codziennie rano, od ok. 3 miesięcy). Miłe jest to, że przy takiej różnorodności ludzi i twarzy komuś się chce zadać sobie trochę trudu i odczarować ten krąg anonimowości. Czy zmniejszy to moją tęsknotę za tym co pozostawione? Na pewno nie. Ale jestem pewna, że teraz poranki z Costą będą jeszcze przyjemniejsze i sprawią, że uśmiech na mojej twarzy pojawi się jeszcze przed pierwszym łykiem ulubionej kawy :)





Miłego dnia!

środa, 1 października 2014

Pikantna sprawa - Makaron z chorizo

Pikantna kuchnia to u nas codzienność ze względu na P. Hmm w zasadzie pikantna porcja jest dla mnie, P. dostaje porcje wypalającą...jego samego ;)
Są takie potrawy, które możemy jeść bardzo często (my mamy takich kilka). Jedną z nich jest makaron z pikantnym chorizo, przepis znaleziony przez P. w internecie, który przerobiliśmy po swojemu i teraz zajadamy się nim naprawdę często:) Jest to potrawa, która świetnie się nadaje do przygotowania na dwa dni, co u nas jest częstą praktyką.

Potrzebujemy:
Makaron penne  - 250g
Kiełbasa chorizo - 225g pikantnego chorizo
Czerwona cebula - sztuk 1
Suszone płatki chili - 1 łyżeczka
Czerwone wino - 200ml
2 ząbki czosnku
Pomidory z puszki - 100g
Olej
Parmezan (Grana Padano) w kawałku, w DUŻEJ ilości - nikt nie obiecywał, że będzie to danie fit ;)
Jak już zgromadzimy składniki i uda nam się przy tym nie wypić wina przeznaczonego do sosu to dalej idzie już z górki ;)

Posiekaną cebulkę wrzucam na rozgrzany olej wraz z 1 łyżeczką płatków chili i podsmażam przez ok 2 minuty, mieszając bo płatki lubią się przypalać.Następnie wrzucam pokrojoną w półksiężyce kiełbasę i smażę jakieś 5 minut, tak, żeby nie zdążyła zrobić się chrupiąca. Na koniec dodaję czerwone wino 200ml, pomidory z puszki 100g, 2 posiekane lub przeciśnięte ząbki czosnku i doprowadzam do wrzenia. Potem już na małym ogniu gotuje jakieś 20-30 min, w zależności od tego czy wolimy gęsty czy rzadki sos.

Ugotowany makaron mieszam z połową sosu i jak już wspomniałam, jemy go z DUŻĄ ilością  świeżo startego parmezanu ( grana padano) -jak mamy dobry dzień to do takiego obiadu potrafimy zjeść nawet 200g sera - i pozostawię to bez komentarza :D

A wygląda to tak:
Smacznego!

Następnego dnia dogotowuję makaron a pozostałą część sosu odgrzewam na odrobinie pomidorów i czerwonego wina.