czwartek, 29 stycznia 2015

Wszyscy je już mają, mam i ja :)

Dziś chcę Wam powiedzieć o moich doświadczeniach z popularną od dłuższego czasu szczotką do włosów Tangle Teezer oraz Invisibobble - gumką sprężynką do włosów. Wiem, że na rynku są już od dawna ale ja zazwyczaj nowinki mam u siebie raczej odgrzewane ;)


Jeśli chodzi o szczotkę do włosów to faktycznie chciałam ją mieć bo słyszałam o niej dobre opinie, więc czemu nie spróbować. Dodatkowo, jej wygląd sprawiał, że w zasadzie sprawa była przesądzona! Ale, że jakoś nie mogłam się zabrać do jej zakupu to tak czas mijał aż pojechałam do Polski na Święta. Okazało się, że moja siostrzenica postanowiła zadbać o mnie i zakupiła mi, oczywiście kolorową, Tangle Teezer (co ciekawe, mimo, że szczotka pochodzi z Anglii to w Polsce można ją kupić za lepszą cenę - sick!)

W tej chwili używam jej ponad miesiąc i mogę powiedzieć o niej same dobre rzeczy:
- świetnie rozczesuje, nawet mokre, mocno splątane włosy
- prawie w ogóle nie wyrywa włosów, nawet jak są splątane
- ma bardzo funkcjonalne wykonanie dzięki czemu łatwo się ją czyści
- szczotkę można kupić w dwóch rozmiarach, większą do użytku domowego, mniejszą do torebki
- duża gama kolorystyczna do wyboru
- ogólny wygląd, zupełnie inny niż wszystkie
- kształt szczotki, który pozwala fajnie ułożyć się w dłoni ( choć czasem, kiedy jestem mocno zaspana, wypada mi z ręki i z cudnym hukiem ląduje w wannie ;) )

Natomiast, jeśli chodzi o Invisibobble, zupełnie nie miałam na nią ochoty. Na nic były dobre opinie, oraz namowy ze strony znajomych. Po prostu nie ufałam, że kawałek plastikowej sprężynki może być dobry dla moich, i tak nie najmocniejszych, włosów. Ale, żebym za dużo nie miała do powiedzenia, moja siostra postanowiła mnie nimi obdarować. Już widziałam swoje włosy wplątane w to cudo, wyrywane przy każdym jej przewiązaniu. O zgrozo! Dziękuję Ci, siostro moja!
Ale, że głupio mi było prezentu nie przyjąć, przystąpiłam do wielkiej próby.
Kto by pomyślał, że Invisibobble, dla mnie po prostu sprężynka, jest tak delikatna dla włosów. Zupełnie przeciwnie niż sądziłem, nie udało mi się jeszcze nią wyrwać ani jednego włosa! Bardzo dobrze utrzymuje kucyka w ryzach, przy tym nie ciągnąc w ogóle skóry głowy, co jest częste przy zwykłych gumkach. Nie trzeba jej co chwila poprawiać ani podciągać. Sprawdza się nawet gdy włosy są w ruchu, czyli podczas biegania!
Muszę przyznać, że jestem całkowicie zaskoczona przydatnością i delikatnością tej cud sprężynki.
I teraz już zupełnie szczerze i z nie ukrywanym zachwytem - dziękuję Ci siostro! :)

Jako ciekawostka, powiem Wam, że dostałam również, gumkę sprężynkę - wersję nie oryginalną. Jest cieńsza niż Invisibobble ale jestem z niej prawie tak samo zadowolona. Delikatnie traktuje moje włosy, nie wyrywa ich i nie ciągnie skóry głowy. Trochę słabiej utrzymuje kucyka, trzeba go poprawiać. No i druga sprawa, to jej wytrzymałość - obawiam się, że ma krótszą żywotność bo szybciej się rozciąga niż oryginał.

Ogólnie obydwa ( a w zasadzie wszystkie 3) produkty zagościły u mnie na stałe.  Uważam, że to naprawdę dobrze wydane pieniądze, choć w tym przypadku nie moje ;) Jeśli ktoś jeszcze ich nie kupił ( choć mogłam być ostatnią osobą, które ich nie posiadała ) i dalej zastanawia się, czy warto - to z przekonaniem mogę powiedzieć, że TAK.

A jakie są Wasze opinie o tych produktach? Czy też jesteście z nich zadowolone, czy może uważacie, że nie warto w nie "inwestować''?



wtorek, 27 stycznia 2015

Biszkopt czyli najprawdopodobniej najprostsze ciasto na Świecie ;)

Znajomi dzwonią, że wpadną za godzinę a Ty nie masz czym ich poczęstować? Budzisz się w weekend i masz ochotę na kawałek domowego ciasta do kawy? Nic prostszego od biszkopta! Dodatkowo robi się go z 4 składników, które zawsze masz w domu więc na co czekasz? 

Potrzebujesz:
6 jajek 
1,5 szklanki cukrem 
1,5 szklanki mąki pszennej 
2 łyżeczki proszku do pieczenia

Jako dodatek, jeśli masz pod ręką, przygotuj gorzkie kakao.

Do miski wbijamy jajka i miksujemy je na gładką masę z cukrem - żeby cukier nie chrzęścił. Zajmuje to ok. 4-5 minut, na najwyższych obrotach miksera. Następnie dodajemy mąkę z proszkiem do pieczenia i dalej miksujemy całość przez kilka minut, aż masa będzie jednolita a na powierzchni pojawią się pęcherzyki powietrzne. 
Nastawiamy piec na 180 stopni , z termoobiegiem.
Do tortownicy (średnica 23cm), wysmarowanej masłem i oprószonej  mąką albo bułką tartą przelewamy masę i wkładamy do nagrzanego piekarnika. Biszkopta pieczemy ok. 40 min. 

Jeśli chcesz zrobić wersję kolorową i masz w domu gorzkie kakao to dodaj 2 łyżki do 1/3 masy i dokładnie wymieszaj, przed wlaniem jej do tortownicy.

I to by było na tyle ;)



Smacznego!


niedziela, 25 stycznia 2015

Meksykańska zupa dobra na wszystko :)

Jak pewnie zauważyliście meksykańska kuchnia jest jedną z naszych ulubionych. Tym razem pokażę Wam jak robię zupę po meksykańsku. Jak przystało na danie z mojej kuchni, będzie ona pikantna, ale Wy możecie zmniejszyć dawkę pieprzu cayenne i wtedy wyjdzie łagodna wersja. To co lubię w tej potrawie, poza smakiem oczywiście, to różnorodność dodatków jakie można do niej podać co sprawdzi się nie tylko w domowym zacisze ale z powodzeniem można ją zaprezentować gościom. Jest to danie jednogarnkowe, świetnie nadające się zarówno na obiad jak i na kolacje, ale i świetnie pasuje na posiłek do pracy. Podobnie jak chili con carne, zupa meksykańska ląduje na naszym stole zarówno zimą jak i latem. 

Potrzebne będą: 
500 gram mielonej wołowiny 
1 czerwona cebula, drobno posiekana 
1 biała cebula, drobno posiekana 
4 ząbki czosnku, posiekane
1 puszka czerwonej fasoli
1 puszka białej fasoli 
1 mała puszka kukurydzy 
1 puszka krojonych pomidorów 
1 litr bulionu 
1/2 łyżeczki kuminu
Pieprz cayenne, sól i pieprz czarny do przyprawienia 

Dodatki: 
Ser cheddar lub inny twardy, ostrawy ser 
Kwaśna śmietana
Bagietki czosnkowe lub chrupiące pieczywo
Kolendra lub natka pietruszki 


Na początku jak zwykle przygotowuję wszystkie składniki, kroję, siekam i co tam jeszcze potrzeba ;)
W głębokim garnku rozgrzewam olej i podsmażam posiekane cebule i czosnek. Następnie dodaję mięso mielone i smażę je kilkanaście minut aż zacznie się robić lekko brązowe. Dalej dodaję kukurydzę, czerwoną i białą fasolę oraz pomidory ( wszystkie te składniki dodaję w całości, bez odlewnia zalewy). Na tym etapie dodaje też kumin i dwie łyżeczki pieprzu cayenne i smażę kolejne kilka minut. Zalewam potrawę bulionem i gotuję całość na małym ogniu aż mięso zmienię. Zajmuje mi to zwykle nie wiele ponad godzinę. 
Na koniec można dodać łyżeczkę koncentratu pomidorowego dla koloru oraz należy doprawić do smaku solą i, pieprzem i w razie potrzeby kolejną porcją pieprzu cayenne. 


Zupę meksykańską podaję ze startym serem cheddar, listkami natki pietruszki lub kolendry i łyżką kwaśnej śmietany. Jako dodatek najlepiej sprawdzi się bagietka czosnkowa lub po prostu chrupiące pieczywo. 


Palce lizać! ( szczególnie jak masło z bagietki po nich kapie;))


niedziela, 11 stycznia 2015

Nowa praca - inny świat :)

No i stało się...minął pierwszy tydzień w nowej pracy. Trochę bałam się tej zmiany, czy to na pewno już czas, czy na pewno poradzę sobie w brytyjskiej firmie. Ale potem pomyślałam, że przecież zawsze sobie radzę więc dlaczego teraz miałoby być inaczej? Już pierwsza rozmowa pokazała mi, że z moim językiem angielskim jest dużo lepiej niż sądziłam i po dwuetapowej rekrutacji czułam, że mam duże szanse na zatrudnienie. Po kilku dniach oczekiwania dostałam ofertę. I tu pojawiło się pierwsze zaskoczenie - to co było przedstawione na rozmowie, znalazło się w kontrakcie. Moje doświadczenie pokazuje, że pracodawcy bardzo zaniżają wynagrodzenie oraz inne oferowane warunki w proponowanej umowie w porównaniu do tego co było przedstawione w ogłoszeniu lub na rozmowie kwalifikacyjnej. Moja nowa firma już na wstępie pokazała, że jest godna zaufania a co ważniejsze, że ufa mi, nie podważa moich kwalifikacji oraz, że firmie zależy właśnie na mnie. Dodatkowo zatrudnić chcieli kogoś od zaraz ale ja miałam zaplanowany urlop na dwa ostatnie tygodnie roku i tu też nie robili żadnego problemu. Dlatego nie zastanawiałam się ani chwili i tak o to od nowego roku zaczęłam swoje wyzwanie...od przygody w podróży dzięki której przyjechałam pierwszego dnia do biura spóźniona jakieś 30 min ;)
Cały miniony tydzień stał pod znakiem nauki, nauki i jeszcze raz nauki. Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie fakt, że szef rozpisał plan działania i przydzielił poszczególne osoby do tego, aby wprowadziły mnie w rożne dziedziny pracy i wiedzy produktowej. Nie ma zamętu, każdy wie co i w jaki sposób mi przekazać a przy tym robią to w niezwykle cierpliwy i przemiły sposób. Fakt, że grafik jest napięty a moja głowa coraz bardziej kwadratowa ale im więcej czasu poświęcimy na to na początku tym szybciej będę mogła pracować samodzielnie. 
We wtorek miała miejsce pierwsza telekonferencja z pozostałymi oddziałami i spotkało mnie kolejne miłe zaskoczenie - nikt nachalnie nie wymagał jakiegoś przemówienia z mojej strony. Właściciel krótko mnie powitał i pogratulował pierwszych dni w zespole, co pozwoliło mi uniknąć ogromnego stresu publicznego wystąpienia przed obcymi osobami.
W piątek, spotkaliśmy się na podsumowanie całego tygodnia i poza ogromnym zadowoleniem z dwóch stron dowiedziałam się, że szef podjął decyzję o skróceniu mi godzin pracy, żebym nie musiała przyjeżdżać do biura tak wcześnie jak do tej pory było to umówione (whaat?).
Z ciekawostek mogę Wam powiedzieć, że główny szef, który ma siedzibę w Szkocji już pierwszego dnia dzwonił żeby chociaż telefonicznie powitać mnie w zespole bo nie ma go tu na miejscu.
A tak na koniec - zobaczcie jak w tej firmie przywitali mnie pierwszego dnia szefowie i współpracownicy...


Mogę tylko powiedzieć, że jak się chce to można. Jeden mały gest potrafi sprawić, że chce się jeszcze bardziej :) 

Podsumowując, pierwszy tydzień był bardzo owocny ale również przyniósł wiele miłych niespodzianek. Koledzy oraz szefostwo są bardzo pozytywnie nastawieni do mnie jako nowej osoby i widać, że w firmie panuje atmosfera ciężkiej pracy ale w ludzkich i bardzo sprzyjających rozwojowi warunkach. Muszę przyznać, że chyba pierwszy raz pracuję w takim miejscu i mam nadzieję, że jest to zapowiedź bardzo udanej współpracy. 


niedziela, 4 stycznia 2015

Witajcie w Nowym Roku!

Sylwester za nami. W Nowy Rok weszliśmy w szampańskich nastrojach i tanecznym krokiem. Teraz czas na postanowienia noworoczne i kolejne etapy w naszym życiu. Po dwóch tygodniach świątecznych wakacji w Polsce wróciliśmy do Londynu gdzie od prawie dwóch lat mieszkamy. Rozstanie z bliskimi było jak zwykle ciężkie ale wiemy też, że będziemy się starać zobaczyć z nimi już wkrótce. Dla mnie ten rok będzie na pewno bardzo ekscytujący gdyż już jutro zaczynam nowa pracę. W praktyce wyglada to tak, że zmiana pracy miała być planem na ten rok ale udało mi się zrealizować go wcześniej :) Nie mogę się doczekać pierwszego dnia ale rownocześnie dopadł mnie stres. Ale na szczęście radość ze zmiany pracy jest ogromna i jestem pewna że to była słuszna decyzja. Już niedługo podzielę się z Wami pierwszymi wrażeniami z różnic jakie panują między pracą w polskiej a brytyjskiej firmie.
Kolejne postanowienie na nowy rok to powrót do regularnych ćwiczeń i zdrowszego odżywiania się. W zeszłym roku udało mi sie zrealizować część  planu (-10 kilo), w tym roku czas na kolejną dziesiątkę ;) Co prawda nie będę miała możliwości ćwiczyć rano jak do tej pory bo pracę będę zaczynała dość wcześnie ale szybciutko zamierzam się przestawić na plan popołudniowy. 
Nieuchronnie zbliża się też moment zmiany kodu więc ten rok zamierzam poświęcić sobie, żeby w jak najlepszej formie i w jak najlepszym nastroju wejść do grona trzydziestoletnich. Trzymajcie kciuki bo zamierzam zrobić wszystko żeby ten rok należał do mnie :)

A Wam wszystkim życzę wszystkiego dobrego w Nowym Roku!