piątek, 19 grudnia 2014

Pierniczkowy zawrót głowy :)

Jeśli jeszcze nie upiekliście pierniczków na Święta to w weekend macie ostatnią szansę!  Polecam Wam przepis, który sprawi że będziecie chcieli robić kolejne, kolejne i kolejne... Ja zrobiłam w tym roku 4 porcje i jeszcze mi mało. Ciasta nie trzeba zagnieść,  wystarczy dobrze wymieszać składniki w misce.

Składniki na 1 porcję:
200g miodu naturalnego (ok. 4 pełnych łyżek)
3 czubate łyżki przyprawy do piernika
125g masła

400g mąki pszennej
1 pełna łyżeczka sody oczyszczonej
Szczypta soli
1 jajko
200g cukru pudru

Masło, miód i przyprawę do piernika podgrzewamy (nie zagotowujemy) aż masa zrobi się płynna.

Do dużej miski wsypujemy mąkę, sodę i sól po czym dodajemy płynną masę,  lekko przestudzoną ale jeszcze ciepłą*. Dodajemy jajko i cukier puder a następnie mieszamy całość energicznie łyżką aż ciasto będzie gładkie,  lśniące i łatwo będzie odchodzić od miski. Gotowe ciasto owijamy folią spożywczą i wkładamy do lodówki na co najmniej 2 godziny.
Wyciągamy je z lodówki 15 min przed wałkowaniem.
Blat albo stolicę oprószamy mąką**,  ciasto dzielimy na części i po kawałku rozwałkowujemy. Grubość rozwałkowanego ciasta zależy od Waszego upodobania. 

Ja rozwałkowuję je dość cienko a następnie foremkami wycinam pierniczki. 

Układamy je na blaszce,  na papierze do pieczenia i wkładamy do nagrzanego piekarnika na 5 - 7 minut aż nabiorą złotego (nie brązowego) koloru. Ja piekę w temperaturze 160 stopni,  na termoobiegu. Oczywiście im grubsze ciasto tym dłużej trzymamy je w piekarnik.


Jak pierniczki wystygną można je udekorować lukrem lub innymi ozdobami. My zawsze cześć dekorujemy a cześć zostawiamy bez dekoracji. 




Przechowywać pierniczki w metalowych puszkach,  wtedy dłużej zachowają świeżość.

Pierniczki świetnie sprawdzą się jako podarunki dla najbliższych. Wystarczy w metalowe puszki wsadzić świąteczną serwetkę, ułożyć na niej pierniczki,  najpierw te bez dekoracji a na wierzchu te udekorowane. Są przepyszne a fakt wykonania ich przez Was doda im bardzo osobistego wymiaru.

Smacznego!

*Jeśli masa będzie ciepła wtedy bez żadnego problemu ciasto wymieszacie łyżką bez potrzeby zagniatania. Jeśli całkiem wystygnie, będziecie sobie musieli pomóc rękami, żeby ciasto było lśniące i jednolite.

**W oryginalnym przepisie mąki na początku dawało się więcej, ale po wyjęciu ciasta z lodówki miałam problem żeby je rozwałkować, takie było twarde. Więc ja na początku mąki daje mniej ale potem jak już ciasto wyciągamy z lodówki i wałkujemy to ono wciągnie jeszcze sporo mąki. Także bądźcie przygotowani, że w sumie na jedną porcję potrzebujecie ok 450- 500g mąki.

niedziela, 14 grudnia 2014

W korzenno - owocowych oparach :)

Już za tydzień czeka nas podróż do Polski na Święta.  W tym roku wyjątkowo wybieramy się ze znajomymi samochodem, co jak podejrzewam może być podróżą naszego życia - kto spędził 20h w samochodzie wie o czym mowa ;) ale nie ma co marudzić - bardzo cieszymy się na tą podróż a jeszcze bardziej na spotkanie z bliskimi. Wigilię Bożego Narodzenia jak i całe Święta spędzimy w tym roku w Sanoku czyli z rodziną P. Już widzę to  wspólne wylegiwanie się na kanapie, zajadając świąteczne przysmaki, oglądając świąteczne filmy a to wszystko przy pachnącej, kolorowej choince. Liczę też na trochę śniegu bo baaardzo za nim tęsknię. Po Świętach aż do nowego roku będziemy mieli okazję spędzić czas z moja rodziną - gadania nie będzie końca ;)Ponieważ do wyjazdu został tylko tydzień przygotowania do Świąt i u nas ruszyły pełną parą. W kuchni unoszą się korzenne i owocowe zapachy bo szykujemy małe co nieco dla naszych ukochanych :) nie mogę zdradzić co robimy bo to będzie niespodzianka więc przepisami podzielę się z Wami dopiero po Świętach. Mogę tylko powiedzieć, że poza tradycyjnymi pierniczkami będzie coś jeszcze. Przepis na nasze pierniczki już wkrótce na blogu a tymczasem wracam ''do garów'' ;)



A jak idą Wasze przygotowania? :)


piątek, 12 grudnia 2014

Walijski weekend w Kamilczaka obiektywie :)

Bo ostatnie tygodnie dały nam na prawdę w kość, bo trzeba naładować akumulatory i zadbać o dobre samopoczucie, bo dla chcącego nic trudnego, bo trzeba spełniać swoje zachcianki, bo lubimy wyjeżdżać, bo na Mikołajki, bo o przyjaźnie trzeba dbać, bo TAK - każdy powód jest dla nas dobry żeby ruszyć w małą podróż i urozmaicić sobie czas. A że powodów nazbierało się aż nadto na weekend udaliśmy się do znajomych do Walii. Mieszkają oni w uroczej miejscowości Llanelli. Bardzo lubimy tam jeździć ponieważ poza fajnie spędzonym czasem z przyjaciółmi czeka nas tam zawsze spokój, cisza i piękne widoki. Jest to rewelacyjna odskocznia i miła odmiana od zatłoczonego, przepełnionego ludźmi i chaosem Londynu. Poza tym wyjeżdżamy stamtąd ze świetnymi humorami, zrelaksowani i z planem kolejnego spotkania, czy w Llanelli, czy w Londynie czy jak już było raz - w Amsterdamie ;)
A weekend nam minął tak:

Gotowi do drogi w oczekiwaniu na autobus :) 

Pięciogodzinna podróż minęła nam bardzo przyjemnie na piętrze busa Mega Bus. Umilaliśmy sobie czas filmami, więc o nudzie nie mogło być mowy ;)

Oczywiście najpierw musieliśmy minąć zatłoczony ale za to przepięknie kolorowy Londyn.

Jak dojechaliśmy na miejsce, sporo po północy,  jedyne na co mieliśmy ochotę to na piwko i pogaduchy ;)

Kiedy w Sobotę Panowie udali się na zakupy po śniadanie, my wybrałyśmy się na spacer z psem. Pogoda dopisywała a widoki jak zwykle tam cudowne :)




 Chłopakom udało się w dwie godziny zrobić zakupy na śniadanie i zapasy na wieczór ;)

Po południu dojechali kolejni znajomi i udaliśmy się na obiad do pubu The Sandpiper, w którym, serwują chyba najlepsze żeberka jakie kiedykolwiek jadłam!


Po przepysznym obiedzie udaliśmy się do domu na gale KSW oraz wieczór z winkiem ;)


Następnego dnia, kiedy odpoczęliśmy po atrakcjach poprzedniego wieczoru wybraliśmy się do Swansea, gdzie mogliśmy zobaczyć tamtejszy Winter Wonderland oraz zrobić sobie zdjęcia ze słynną ciężarówką Coca Cola.








Po mroźnym spacerze udaliśmy się na przepyszne jedzonko z grilla do Libańskiej restauracji. Zdjęć niestety nie zrobiliśmy bo po godzinnym oczekiwaniu na obiad nikt nie miał już do tego głowy ;) Musicie uwierzyć na słowo - było dużo i było pysznie :)

Weekend szybko minął i trzeba było wracać do swojej rzeczywistości. Ale akumulatory naładowane a już wkrótce kolejna wyprawa! :D

Dziękujemy za cudowny weekend Kochani!


poniedziałek, 1 grudnia 2014

Ogłaszam Grudzień miesiącem filmów Świątecznych!

Zaczął się Grudzień (post), miesiąc przygotowań i oczekiwania na Święta. Wszędzie unosi się zapach pierniczków i mandarynek a z głośników słychać Świąteczne przeboje. Och jak ja uwielbiam ten przedświąteczny klimat :D Kiedy w zaciszu domowej kuchni przygotowujemy kolejne smakołyki na Święta lub obmyślamy prezenty dla najbliższych albo kiedy w leniwe popołudnie z kubkiem herbaty albo kieliszkiem wina zasiądziemy na kanapie, pod kocykiem, kocham oglądać Świąteczne filmy. Jest to dla mnie nie odłączny element oczekiwania na Boże Narodzenie. I wy zwolnijcie na chwilę, włączcie swój ulubiony film i dajcie się ponieść jego magii. Świąteczne filmy bawią i wzruszają do łez. Nawet pod dużą dawką humoru skrywają jakąś ważną myśl, skłaniają nas do refleksji i pokazują co jest ważne tak naprawdę, i nie tylko w tym Świątecznym okresie. Oprócz tego urzekają dekoracjami oraz muzyką a wszystko to w magicznym klimacie Świąt Bożego Narodzenia. 
Poniżej moja mocna 7 ulubionych filmów Świątecznych. Przyznam, że już wczoraj oglądałam jeden z nich i nie mogę doczekać się kolejnych seansów :D

Jak dla mnie, najlepszy z najlepszych filmów familijnych to Cud w Nowym Jorku (1994r.)
Historia kobiety nie wierzącej w istnienie Świętego Mikołaja, która w tym duchu wychowuje swoją córkę. Jednak jako kierowniczka w wielkim domu towarowym w Nowym Jorku musi znaleźć nowego św. Mikołaja, który będzie atrakcją dla dzieci i spowoduje wzrost sprzedaży. W wyniku zbiegu okoliczności angażuje poznanego Krisa Kringle, który utrzymuje, że jest prawdziwym św. Mikołajem. Po intrydze zorganizowanej przez konkurencyjny sklep Kris ląduje w sądzie, gdzie ma rozstrzygnąć się czy jest on prawdziwym Świętym Mikołajem...Chyba najpiękniejszy film Świąteczny, który pamiętam jeszcze z dzieciństwa. Zachwyci i małych i dużych. Wzruszam się za każdym razem kiedy go oglądam. Znajdziecie tam dużo ciepła, miłości oraz wiary w niemożliwe. Idealny film żeby poczuć klimat Bożego Narodzenia. 

Numer jeden z filmów dla trochę starszych widzów -  To właśnie miłość (2003r)
 Brytyjska komedia romantyczna w gwiazdorskiej obsadzie. 10 rożnych historii z życia kilkunastu osób, które rozgrywają się w okresie przedświątecznym. Splot wydarzeń łączy i dzieli tych co kochają i chcą być kochani, poddaje ich rozmaitym próbom, które zarówno bawią jak i wzruszają. Bardzo duża dawka dobrego brytyjskiego humoru i oczywiście dużo wzruszenia - beczę za każdym razem kiedy go oglądam :) Ten film jest po prostu piękny!

Śnięty Mikołaj (1994r)
 Film opowiada o mężczyźnie, przez którego ginie Święty Mikołaj. W tej sytuacji, zostaje zmuszony do zastąpienia go i rozwiezienia prezentów. Przezabawny splot wydarzeń, duża dawka dobrego, familijnego humoru, lekkie wzruszenie - wszystko to składa się na bardzo dobry film i dla młodszych i dla starszych widzów. Mam do niego ogromny sentyment. Pamiętam jak pojawił się w kinach w Polsce, na seans poszłam razem ze swoja mamą. Bardzo fajnie wspominam nasze liczne wyjścia do kina :) Po sukcesie filmu, pojawiły się 2 kolejne części, już nie tak dobre ale całkiem miło się je ogląda.

Jack Frost (1998r.)
 Zapracowany tatuś, który przedkłada pracę i swój zespół nad rodzinę. Gdy orientuje się, co jest ważniejsze, postanawia zawrócić z drogi na koncert i spędzić Wigilię z rodziną. Śpiesząc się do domu ginie w wypadku samochodowym. Rok później jego syn ubiera bałwana w szalik i czapkę, które wcześniej należały do jego taty. Sprawia to, że powraca on do życia w ciele śnieżnego bałwana. Bardzo ciepły i wzruszający film z morałem.

Kevin sam w domu (1990r.)
 Kultowa komedia amerykańska, która doczekała się kilku kolejnych lepszych i gorszych części.
Rodzina z Chicago postanawia spędzić Święta Bożego Narodzenia we Francji. W wyniku zamieszania rodzice zapominają o 8letnim Kevinie, który musi sobie przez kila dni poradzić sam w domu. Na nie szczęście ( ale na szczęście dla widza) dwóch złodziei próbuje okraść dom rodziny Kevina, ale młody chłopak staje na wysokości zadania i zastawia na nich liczne pułapki. Film bawi do łez, nawet oglądany po raz enty. Po jakimś czasie może się znudzić - zalecam kilku sezonową przerwę i powrót do perypetii Kevina - bawi od nowa :)

W krzywym zwierciadle: Witaj Święty Mikołaju (1989r)
 Jedna z części kultowej serii filmów o rodzinie Griswold'ów. Chevy Chase w roki Clarka, zaprasza rodziców i teściów na Boże Narodzenie. Pojawiają się też niespodziewanie inni członkowie obu rodzin. Prowadzi to do wielu konfliktów i kuriozalnych sytuacji. Jeśli lubicie serie W krzywym zwierciadle świąteczny odcinek na pewno się Wam spodoba. 

Listy do M. (2011r.)
Film nawiązujący konstrukcja i plakatem do angielskiej komedii romantycznej "To właśnie miłość"  ( Love Actually). Losy kilkunastu osób łączą się ze sobą w okresie Bożego Narodzenia. Gdybym miała porównać do jego brytyjskiego pierwowzoru niestety ocena była by dość słaba. Ale jeśli rozdzielić zupełnie te dwie produkcje to muszę przyznać, że Listy do M ogląda się bardzo przyjemnie. Mnóstwo przepięknych świątecznych dekoracji, lekka dawka humoru i wzruszenia.



Mam nadzieję, że tych kilka filmów znajduje się również na waszej liście grudniowych seansów. Wiem, że niektóre z nich obejrzę kilka razy ;) A może macie jakieś inne, które Was wprowadzają w Świąteczny nastrój? Podzielcie się nimi ze mną koniecznie! :)

Do następnego!


Hello December czyli radosne oczekiwanie :)


Nareszcie naszedł Grudzień - najbardziej kolorowy i magiczny miesiąc w roku, i wbrew pozorom najcieplejszy. Uwielbiam ten czas kolorowych, rozświetlonych domów i ulic. Cały rok czekam na unoszący się zapach korzennych przypraw i mandarynek w powietrzu i w mojej kuchni :) Ten czas, kiedy szukamy prezentów dla najbliższych....starannie, dokładnie, żeby każdemu sprawić prawdziwą radość....potem chowamy je aby nikt nie znalazł ich przed czasem...ten szelest świątecznego papieru wydobywający się z każdego zakamarka w domu...nasza kuchnia zamieniająca się w fabrykę świątecznych smakołyków...a nasza głowa zaprzątnięta pomysłami na ubranie choinki...przystrojenie stołu...to  niecierpliwe oczekiwanie...na zapach uszek...barszczu...maku....kapusty...ale jeszcze nie...jeszcze chwila...do Świąt jeszcze czas...one przyjdą już wkrótce i minął tak szybko...jak zwykle za szybko...Więc na razie rozkoszujmy się tym oczekiwaniem....przygotowaniem do tego magicznego dnia...który nadejdzie już wkrótce...jak co roku, za wcześnie...bo jeszcze wszystko nie gotowe...ale tego dnia wszystkie sprawy będą wydawać się nie ważne...bo są nieważne...najważniejsze to spotkać się w gronie najbliższych...w ciepłej i radosnej atmosferze...spędzić ten czas najlepiej, najbardziej intensywnie jak się da, przeżyć każde Święta od nowa...uroczyście...już niedługo...już wkrótce...a na razie...wyczekiwanie...na pełnym wdechu...niech ten miesiąc będzie tak samo magiczny dla Was jaki jest dla mnie...bo ja wierzę, że właśnie w Grudniu wszystko może się zdarzyć...:)
Bajecznego Grudnia!

niedziela, 30 listopada 2014

Pieczone podudzie z indyka podawane z żurawiną, purée ziemniaczanym, pieczoną kukurydzą i surówką jalapeño coleslaw.

Dzisiaj obiecany przepis na pieczone podudzie indycze, które w tym roku jedliśmy z żurawiną, pieczoną kukurydzą, purée ziemniaczanym i surówką jalapeño coleslaw. Żeby podudzie było soczyste i aromatyczne należy je kilkanaście godzin wcześniej przed planowanym podaniem namoczyć w zalewie.

Do pieczonego indyka potrzebne będą:
Podudzie z indyka - moje miało 900 gram

Do przygotowania zalewy:
8 ząbków czosnku
2 łyżki soli 
Łyżka brązowego cukru
Łyżka suszonego tymianku
Kilka ziaren czarnego pieprzu
2 liście laurowe


Do pieczenia :
Masło
Suszony tymianek
Sól 
Pieprz

Dzień przed planowanym obiadem:
Do dużego garnka wlałam litr wody i wrzuciłam wszystkie składniki na zalewę. Podgrzewałam aż sól i cukier całkowicie się rozpuściły. Po zdjęciu z kuchenki dolałam 3 litry wody i włożyłam nogę z indyka, którą moczyłam do następnego popołudnia.


W dzień obiadu:
Indycze podudzie wyjęłam z zalewy, osuszyłam ręcznikiem papierowym i porządnie natarłam masłem, solą, pieprzem i suszonym tymiankiem ( zarówno na zewnątrz jak i pod skórą).


Tak przygotowane podudzie ułożyłam w aluminiowej blaszce. Włożyłam na środkową półkę do nagrzanego do 220 stopni piekarnika i piekłam godzinę aż skórka się ładnie zarumieniła. Następnie zmniejszyłam temperaturę do 160 stopni i piekłam przez kolejne 1,5 godziny.


Dodatki:
Pieczona kukurydza - kolba kukurydzy, łyżka masła, ząbek czosnku, 1/4 łyżeczki suszonych ziół.
Kukurydzę umyłam, osuszyłam i przekroiłam na pół. Masło zmieszałam z wyciśniętym ząbkiem czosnku i suszonymi ziołami. Kawałki kukurydzy natarłam odrobiną soli i przygotowanym masłem czosnkowym. ułożyłam ją na folii aluminiowej, zawinęłam i wsadziłam do piekarnika półkę wyżej niż indyka, 30 min przed końcem jego pieczenia.

Purée ziemniaczane - 5 ziemniaków, łyżka masła, łyżka śmietany, łyżeczka musztardy. 
Ziemniaki ugotowałam, jak normalnie do obiadu ( wstawiłam je 30 min przed końcem pieczenia indyka). Po odcedzeniu ziemniaków ugniotłam je dokładnie z masłem, śmietaną i musztardą. 

Jalapeño Coleslaw - przepis znajdziecie w oddzielnym poście (tutaj). 

Żurawina - kupna, ze słoiczka.

Zanim podałam obiad, mięso oddzieliłam od kości i podzieliłam na dwie porcje. Indyk był soczysty w środku z chrupiącą skórką na wierzchu. Dodatek słodkawej żurawiny do indyka był dopełnieniem jego smaku. 


Mimo, że przygotowanie indyka należy zacząć dzień wcześniej, to tak naprawdę przy niewielkim nakładzie pracy można uzyskać wyśmienity obiad, który zachwyci nie jednego gościa. A i domownicy powinni być zadowoleni z małej odmiany na naszym stole. P. bynajmniej był bardzo zadowolony, sam chętnie włączył się w przygotowanie obiadu. Sałatka jalapeño coleslaw to jego pomysł i dzieło. 

Mam nadzieję, że przepis Wam się spodoba i spróbujecie go zrobić w swoim domu.

Smacznego!


P. w kuchni czyli pikantna surówka Jalapeño

Dzisiaj opowiem Wam jak zrobić słynną surówkę Coleslaw ale w wersji pikantnej, z dodatkiem papryczek jalapeño. Wyszperał i opracował ją mój  P. jako dodatek do pieczonego podudzia z indyka, ale myślę, że świetnie będzie współgrała z innymi daniami mięsnymi oraz jako "wsad" do tortilli.  P. rzadko zajmuje się "sprawami" kuchennymi ale jak już to robi to możecie mieć pewność, że jest to strzał w dziesiątkę! ( możecie mieć też pewność, że nie będzie to nic co zawiera mało kalori;) ) Zapraszam Was na mały samouczek jak zrobić Jalapeño Coleslaw.

Potrzebne będą:
Sos:
3 łyżki kwaśnej śmietany
3 łyżki maślanki
2 łyżki octu jabłkowego 
1 łyżka majonezu
1 łyżka cukru
1 łyżka soku z limonki
2 ząbki posiekanego czosnku
1 łyżka posiekanej kolendry
1/4 łyżeczki kuminu
1/4 łyżeczki świeżo zmielonego pieprzu
Surówka:
Mała główka białej kapusty - posiekana w cienkie paseczki
Pół dużej marchewki, startej na grubych oczkach tarki
1 łyżka soli
2 łyżki cukru
3 łyżki posiekanych papryczek jalapeño (pokazywałam Wam je przy okazji przepisu na Jalapeno Cheddar Burger - kupuje takie, ale żeby nie było octowego smaku, przelewam je wodą na sitku).


Wszystkie składniki na sos mieszamy ze sobą i odstawiamy, żeby się "przegryzły".

Mieszamy posiekana kapustę, marchewkę i papryczki jalapeño w dużej misce. Wsypujemy sól i cukier, mieszamy całość i zostawiamy. Mieszanka soli i cukru oczyszcza kapustę z nadmiaru wilgoci ale pozostawia ją kruchą i miękka. po 5 minutach przekładamy surówkę do dużego sitka ( z drobnymi dziurkami) i bardzo dokładnie przelewamy ją zimną wodą aby wypłukać nadmiar soli i cukru. Następnie osuszamy ją ręcznikiem papierowym, łączymy z sosem i doprawiamy do smaku solą, cukrem i świeżo zmielonym pieprzem.

Papryczki jalapeño nadają surówce pikantności  a kumin, sok z limonki i kolendra sprawiają, że przywołuje ona meksykański smak.


Naprawdę polecamy! :)



poniedziałek, 24 listopada 2014

Zimowe atrakcje Londynu - Winter Wonderland

Obiecywałam podzielić się z Wami kolejną zimową atrakcją Londynu. Do tej pory pokazałam Wam Southbank Centre Christmas Market i Londyn w Świątecznym obiektywie. Nadeszła pora na mojego faworyta :)

21 listopada, w Hyde Park, po  raz kolejny otwarty został Winter Wonderland czyli zimowy park rozrywki, stworzony po to by cieszyć zarówno dorosłych jak i dzieci. Znajdziecie tam chyba wszystko co tylko możecie sobie wymarzyć. Wstęp do parku jest darmowy. Natomiast za wejścia do niektórych części zapłacimy od kilku do kilkunastu funtów.

Winter Wonderland przywita nas kolorową "bramą" i prowadzi nas ona wzdłuż Świątecznych straganów Angels Christmas Market, łudząco podobnych do tych które widzieliśmy już na Southbank Centre Christmas Market.

Dalej będzie tylko lepiej. Zapraszam na zdjęciowy przegląd z ubiegłorocznej wyprawy do Hyde Park, który przeobrażony jest w bajkową, świąteczna krainę.

Przepięknie ustrojone stragany.

Dla każdego coś smacznego - no nie dało się oprzeć pokusie :)

Bez grzanego wina również się nie obeszło :)

Alpejski Hotel. 


Zaliczyliśmy przejażdżkę Giant Wheel - duże koło widokowe, z którego podziwialiśmy panoramę Londynu.

 Biegun północny czyli kraina Świętego Mikołaja - gdzie znajdziecie wiele atrakcji dla dzieci, między innymi przejazd kolejką Świętego Mikołaja oraz spotkanie z Mikołajem.

Królowa Śniegu.

 Oczywiście znajdziecie tam dużo atrakcji rodem z wesołego miasteczka. 


 Dom strachu - wraz ze strasznym Panem ;)

 Alpejska przystań narciarska.

W Winter Wonderland znajdziecie również Lodowe Królestwo, z przepięknymi rzeźbami wykutymi w lodzie. Utrzymywana jest tam temperatura -8 stopni, także trzeba pamiętać o szaliku i rękawiczkach - jest tam naprawdę zimno, co widać po czerwonym nosie :)







Poza wyżej pokazanymi atrakcjami znajdziecie tam również lodowisko, cyrk, lodowy bar, karuzele dla dzieci i kolejki górskie dla dorosłych. Można tam zjeść między innymi  niemieckie kiełbaski, kręcone frytki, prażone orzeszki, gofry, naleśniki oraz napić się grzanego wina, piwa bądź gorącej czekolady.
Wszystko to okraszone jest świąteczną muzyką rozbrzmiewającą z każdej strony. Jest gwarno, kolorowo, kiczowato i tłoczno czyli dokładnie tak jak w takim miejscu być powinno :)

Jeśli lubicie świąteczny klimat, to jest to numer 1 na liście miejsc do zobaczenia w zimowym Londynie.

Do zobaczenia! :)